wtorek, 17 lipca 2018

Już nigdy więcej nie wezmę cię za wzór - rozdział 158.


- Ale myślisz, że to na pewno to?
- Lisa uspokój się! Znowu cię wzięło?
- No nie dziw mi się…
- A właśnie, że się dziwię! Jesteśmy w trakcie wypisywania waszych tandetnych zaproszeń na wesele, a ty mnie pytasz czy to na pewno właściwe?
- Nie zapytałam o to.
- Właśnie, że o to tylko innymi słowami. Ale, żeby cię uspokoić- tak. Wydaje mi się, że Jay to odpowiedni kandydat na męża. Zresztą o czym my rozmawiamy! Gość szaleje za tobą, jest w stanie zrobić dla ciebie wszystko, ty przy nim jesteś najszczęśliwsza na świecie i o co ten zamęt?
- W sumie… NAPRAWDĘ UWAŻASZ, ŻE ONE SĄ TANDETNE?! – dziewczyna uniosła zaproszenie w dłoni
- Żartowałam… Tak po prostu, żeby cię odwieść od tematu.
- Już nie wiem czy żartowałaś, sądząc po twoim podejściu do małżeństwa…
- O co ci chodzi?
- O to Victoria, że zmieniłaś zdanie na temat instytucji jaką jest małżeństwo.
- Wiele rzeczy się zmieniło. Przecież. – dodałam ciszej
- Na przykład to, że znienawidziłaś amerykański kontynent.
- Przestań – skrzywiłam się- Nie ma co do tego wracać. Minął prawie rok i jest oczywiście dobrze.
- „Oczywiście”.
- To było zbędne.
- Powiesz mi w końcu z kim przyjdziesz na mój ślub?
- Nie wiem jeszcze. – wzruszyłam ramieniem
- Może Ryana zaprosisz? – zanuciła Lisa z rozmarzoną miną
- Czemu akurat Ryana?
- Może dlatego, że się spotykacie od jakiegoś czasu?
Prychnęłam. – I co z tego, że się spotykamy? Czasem wypijemy razem kawę albo pójdziemy na spacer, ale to wszystko. Jesteśmy po prostu znajomymi.
- Mhm
- No tak! Poza tym co ja mówię od kilku miesięcy? Żadnego związku z muzykiem, a z tego co wiemy to Ryan jest akurat takową postacią, a w dodatku dość rozpoznawalną w zespole jakim jest Lawson. Zatem droga Liso chyba ten temat odpuść.
- A ten drugi?
- JAKI DRUGI?!
- Ten tajemniczy gość, na temat którego nie chcesz nic mówić… Z którym od kilku miesięcy spotykasz się w dość zażyłych… – teatralne chrząknięcie – … STOSUNKACH. – Lisa wyszczerzyła się
- Idź ty, nienormalna jesteś. – obśmiałam ją – Ja z nim tym bardziej nigdzie się nie wybieram.
- Wszystko zostaje w pościeli? – przyjaciółka diabelsko ruszała brwiami
- Uspokój się! Z nim to jest tylko relacja czysto… - szukałam odpowiedniego słowa- czysto, klarowna bez zobowiązań.
- Tyle to ja wiem. Ale kto to jest? I czemu nie mówisz o nim nigdy tak normalnie?
- Bo mamy taki układ. Jest nam dobrze na kilka chwil, rozstajemy się, żyjemy swoim życiem, a za jakiś czas możemy znowu się umówić i tyle. Wygodnie i bez zobowiązań. Nie ma się czym chwalić ani o czym opowiadać.
- Jeszcze rok temu hejtowałabyś takie zabawy…
Zamyśliłam się chwilę. Rzeczywiście, odkąd pamiętałam nie znosiłam takiego podejścia i hejtowałam wszystkich, którzy żyli w taki sposób, a teraz co? Sama tak postępowałam…
- Ale minął rok i jest co innego. – wymusiłam uśmiech – A ty nie zamęczaj się; będziecie z Jayem szczęśliwi.
- Ba! Już jesteśmy! – przerwał nam odgłos dzwonka do drzwi – Pewnie to oni.- przyszła panna młoda pobiegła otworzyć, a ja niewzruszona wypisywałam dalej jej zaproszenia
- Siemano! – tradycyjnie pierwszy z buta wjechał Tom, nieistotne, że do Lisy najbardziej spieszył się jej narzeczony. Tom; zawsze i wszędzie pierwszy się wpychał…
- Cześć – kolejno weszli Jay, Siva z Nareeshą, Max, Nathan i na końcu Kelsey
- Ja ciebie oskalpuję kiedyś. – ta ostatnia podeszła do swojego chłopaka – Taki z ciebie facet? Po pierwsze, że nie przepuszczasz mnie w drzwiach, po drugie, że sam wbijasz pierwszy, po trzecie nieważne, że jestem na końcu i czy w ogóle wejdę czy ktoś mnie zgwałci przed drzwiami?
- Ale co ty wygadujesz? – Tom żywo się zdziwił – Przecież ty zawsze wejdziesz. Jak nie drzwiami to oknem i o co ta cała histeria? – roześmiał się
- Ja go zabiję. – warknęła Kelsey i zabrała się za zdejmowanie kurtki
- Cześć Słońce! – wyszczerzył się Tom, a za nim kolejni goście
- Cześć wszystkim – nie odrywałam się od pisania
- Co robisz? – z hukiem rzucił się na kanapę obok mnie Parker, aż mi ręka drgnęła mocniej i wyszedł krzywo napis
- Gdybyś był tak uprzejmy delikatniej sadzać swoje dupsko to byłabym wdzięczna…
- Jak zwykle miła i uprzejma…
Oderwałam się od pisania i spojrzałam na niego z uśmieszkiem. – Tomuś… ile my się znamy, co?
- Woho! Długo!
- Właśnie… - westchnęłam
- Jak idzie? – obok w fotelu usiadł Nathan
- W miarę sprawnie. Na szczęście do tej pory nikt nie zakłócał mojej pracy. Co nie, Tom?!
- Pomóc ci? Gdzie jest długopis?
- Nie trzeba, potem skończę. – odłożyłam długopis i spojrzawszy na Nathana uśmiechnęliśmy się do siebie
- Lisa, w końcu przyszedł do ciebie ten welon? Skróciłaś suknię? Buty będziesz miała gotowe za kilka dni, pracuję nad tym!- Nareesha weszła do pokoju, a za nią Siva i Max
- Jeszcze nie mam welonu, czekam. Tak samo jak na suknię. – uśmiechnęła się Lisa, a Jay objął ją od tyłu i położył głowę na jej ramieniu
- Ale to my jesteśmy jeszcze daleko w tyle! – zaczęła panikować mulatka – Chociaż suknię jutro ogarnij, z welonem damy radę, ale żebyś nie została bez nicze
- Jeśli mogę wtrącić – chrząknął Max – To Nareesha wyluzuj. I tak wiadomo, że ze wszystkim się zdąży, a Lisa będzie piękną panną młodą.
- Ja wiem, że ty Max masz luźne podejście do wszystkiego, ale przypominam, że to nie twój ślub.
- Tak samo jak i nie twój. – Łysy dopowiedział, a Nareesha nie odpowiedziała na pocisk
- Więc… - Siva odezwał się, zapewne szukając w głowie zmianę tematu – Z kim Vicky przyjdziesz na ślub?
Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami. – A co wy dzisiaj się umówiliście na te pytanie?
- Yyyy.. nie. – roześmiał się
- Nie wiem jeszcze.
- Zawsze możesz mnie poprosić, żebym z tobą poszedł. – ukucnął obok mnie wyszczerzony Max
- No na potylicę jeszcze nie upadłam. – obśmiałam go i wstałam – Przepraszam, idę po wodę. – i oddaliłam się do kuchni. Słyszałam, że na szczęście towarzystwo rozmawiało już o czymś innym. Nalałam powoli wody do szklanki i już miałam wziąć łyka do ust, gdy usłyszałam.
- Naprawdę nie masz z kim iść? – Nathan wszedł do kuchni i nachylił się po czysty kubek – Też zechciało mi się pić.
Podałam butelkę z wodą. – Jeszcze jest trochę czasu.
- Myślałem, że z Ryanem przyjdziesz.
- Nie rozmawiałam z nim jeszcze o tym. – unikałam spojrzenia Nathana, starając się, żeby to co mówiłam brzmiało wiarygodnie
- Nie układa się między wami?
- Układa się! Wszystko jest ok. Planujemy wspólny wyjazd. – kłam Wiktoria, kłam, będziesz się smażyć w piekle
- Dokąd?
- Może Włochy, Toskania…
- Zawsze chciałaś tam pojechać…
- A ty zawsze miałeś coś innego – wypsnęło mi się. Nasz wzrok się spotkał. Zaraz jednak zawróciłam się bokiem i napiłam się wody. – A ty jak tam, przyjdziesz z Jade?
- Tak
- To świetnie. Cieszę się, że wam się układa. – uśmiechnęłam się – Tak naprawdę, cieszę się.
- Życzę wam… to znaczy tobie i Ryanowi tego samego. Pozdrów go ode mnie.
- Jasne, pozdrowię. W ogóle zapomniałam Maxa zapytać jak wczoraj rozprawa poszła… - zmieniłam temat
- Po jego myśli, wygrał. Sąd ostatecznie po badaniach uznał, że córka Tori to nie jego dziecko.
- To już wcześniej wszyscy ustaliliśmy. – skwitowałam – Ale to super, że już ma to chłopak z głowy. Idę mu pogratulować.
- Wspominał już coś o jakiejś imprezie, żeby to uczcić.
- Jak to w Maxa stylu. – roześmialiśmy się – Każda okazja to dobra okazja.
- A brak okazji; też okazja.
- Właśnie. – rozległ się dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam z kieszeni komórkę. – Przepraszam.
- To ja wyjdę. – uśmiechnął się życzliwie Nathan, a gdy zostałam w pomieszczeniu sama odebrałam
- Cześć Ryan
- Cześć Vicki. Co powiesz na kolację wieczorem? – Ryan zawsze przechodził od razu do rzeczy
- A co jeśli powiem, że nie jem kolacji, bo jestem na diecie?
- W to akurat nie uwierzę, ale próbuj dalej. – roześmiał się
- Z miłą chęcią zjem z tobą kolację.
- I to jest bardzo dobra decyzja. 19?
- I to jest bardzo dobra godzina.
- Przyjadę po ciebie.
- Ok, do zobaczenia
- Pa
Wróciłam do salonu, gdzie siedzieli wszyscy. Właśnie trwały ustalenia co do terminu Maxowej imprezy.
- To zdecydujcie się, kiedy możecie. Weźcie te przygotowania ślubne przesuńcie. – śmiał się inicjator imprezy – O, jest Vicky! – wskazał na mnie – Bierzcie przykład z niej. Podejrzewam, że tej oto zawodniczce każdy termin imprezy jest odpowiedni, prawda?
- Ależ oczywiście. Mówcie mi tylko gdzie i kiedy. – wyprostowałam się
- Dzisiaj o 21.
- Dzisiaj nie mogę. – szybka odpowiedź i śmiech wszystkich oprócz Maxa
- Zawiodłaś mnie. – udawał smutnego – Już nigdy więcej nie wezmę cię za wzór.
- Cóż poradzę. – rozłożyłam bezradnie ręce
- Ale przecież Ryana możesz wziąć ze sobą. – dopowiedział zaraz
- A kto ci powiedział, że ja z Ryanem się widzę?! – wzięłam się za biodra
- A co niby miałabyś innego w planach przez co miałabyś odwołać swoją obecność na imprezie u Maxa Georga?
- Ale Maxie George, ja żadnej obecności nie potwierdziłam, żeby ją odwoływać.
- Ale weź go ze sobą, co to za problem? – dołączył Tom
- No właśnie! – reszta podjęła temat
Przewróciłam teatralnie oczami. – Ok! Zgoda! – przekrzyczałam ich wszystkich – Porozmawiam z nim i może przyjdziemy.
- No i super, mamy komplet. – uśmiechnął się Nathan i przybił z Maxem „piątkę”
- Jay i Lisa, nie macie wyboru, widzimy się. – puściłam oko do narzeczonych
- Jak mus to mus. – wzruszył ramieniem Jay, ale zaraz zatarł ręce – To co będziemy pili panowie?
- Jak to co? Same najlepsze i najdroższe alkohole. W końcu stać! – krzyknął zadowolony Max
- Racja! Za te niespełnione alimenty, które miałeś płacić stawiasz dziś każdemu pyszności. – wytknęłam mu palcem ze śmiechem
- Właśnie! – na to czekał tylko Tom – Stary! To ty zapewnij dzisiaj każdemu dostęp do osobistego kibla, co by każdy miał swoje miejsce na koniec imprezy.
- Bony Tom – Kelsey zasłoniła twarz dłońmi – Z kim ja jestem…
- Nie udawaj. Pierwsza będziesz. – zarżał Tom i dostał momentalnie poduszką w głowę od swojej dziewczyny
- Nie no, Kelsey może już się nauczyła przez tyle lat jak się z nami pije… Chociaż za każdym razem jestem w błędzie. – w stronę Maxa też poleciała poduszka
- Dobra, zejdźcie już z niej. – zaśmiał się Nathan – Bo jeszcze się w sobie zamknie i nie przyjdzie.
- Wasze niedoczekanie! – prychnęła blondynka – Oczywiście, że przyjdę!
Poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon. SMS; myślałam, że od Ryana, ale to napisał ON:
„Chcę cię dzisiaj.”
Poczułam jak krew uderzyła mi do głowy i zrobiło się momentalnie gorąco. Też chciałam spotkać się z nim, ale przecież najpierw koleżeńska kolacja z Ryanem, a potem ta impreza z The Wanted… Kurde. Przez chwilę myślałam jak się z czegoś wykręcić, ale uznałam, że chyba bez sensu już mieszać i odpisałam:
„Dzisiaj nie dam rady. Innym razem.”
Dobrze, że całe towarzystwo było głośne i roześmiane, i że nikt nie zwracał na mnie uwagi… SMS:
„Jutro?”
„Koniecznie.”
- Słuchajcie, będę się zbierać. – oświadczyłam
- Już?!
- Tak.. Już późno. Muszę wrócić, ogarnąć się i tak dalej…
- Zostań z nami jeszcze trochę…
- Tom, daj dziewczynie spokój. Przecież niedługo wróci na imprezę. – przypomniał koledze Nathan
- O ile dogadam się w tej kwestii z Ryanem. – przypomniałam – Buzi wszystkim, lecę. – pomachałam z uśmiechem
- Do zobaczenia!

2 godziny później;

Szykowałam się do wyjścia z Ryanem kiedy dostałam wiadomość od niego:
„Sorry Vicki, nie dam rady dzisiaj. Wypadło nam spotkanie z managerem. Sorry.”
Westchnęłam tylko i odpisałam, że nie ma problemu, luz. Właściwie przeleciała mi przez głowę myśl, że niekoniecznie też chce mi się dzisiaj zażywać alkoholu, hałasu z nim związanego i otoczki imprezowej… Stwierdziłam, że lepszej okazji nie będzie. Odczekałam pół godziny i napisałam do Maxa jako organizatora i do Lisy i Kelsey, z którymi trzymałam się najbliżej, że nie będzie mnie, że ten czas spędzimy sami z Ryanem, bla bla bla… W odpowiedziach oczywiście od każdego z nich otrzymałam miliony smutnych buziek i teksty podobne do tego, że przeprowadzą z Ryanem poważną rozmowę itp., itd.. Zadowolona z obrotu sprawy włączyłam sobie odcinek serialu i spokojnie obejrzałam cały. Jednak po nim odeszła ochota na samotny wieczór. Wzięłam telefon do ręki. Ukazała mi się tapeta. Jakiś krajobraz. Dobra, napiszę, zmieniłam decyzję. Adresat: jego numer, treść:
„Nie chcę jutra. Chcę dzisiaj.”
Wyślij. Odłożyłam telefon. Sprawdziłam na spokojnie maila, zamknęłam komputer. Dźwięk SMSa. Odpisał. Prawie zawsze był niezawodny.
„Za pół godziny.429.”
Przełknęłam ślinę, zrobiło się ponownie gorąco, a jednocześnie ciarki przeszły po całym ciele na samą myśl co mnie czekało. Szybko wstałam, wzięłam torbę, wrzuciłam do niej telefon. Zamknęłam pokój i zbiegając ze schodów rzuciłam tylko „cześć” do Boba, który stał za ladą. Wzięłam taksówkę i pojechałam do centrum miasta, do hotelu, w którym zawsze się widywaliśmy. Po drodze były korki. Nie mogłam się doczekać kiedy już będę na miejscu. Dodatkowo czerwone światła. Patrzyłam zniecierpliwiona na zegarek. Pół godziny prawie minęło. Jest! W końcu dojechałam! Zapłaciłam szybko kierowcy i wyskoczyłam z auta. Szybkim krokiem weszłam do hotelu, na recepcji odebrałam kartę do pokoju. Teraz tylko winda. Moje piętro. 429. Zawsze pokój numer 429. Rozejrzałam się na korytarzu; nikogo nie było. Podeszłam do drzwi, przyłożyłam kartę do czytnika, magiczne „piknięcie” i otworzyłam powoli drzwi. Moim oczom ukazał się jak zwykle niewielki korytarz, a zaraz dalej pokój i wielkie łóżko z białą pościelą. Puściłam drzwi, które same się zamknęły. Weszłam głębiej. Jego kurtka leżała na oparciu fotela. Serce mocniej mi zabiło. On już tam był. Po chwili usłyszałam za sobą jak drzwi od łazienki najpierw otworzyły się, a później zamknęły. Odwróciłam się. Stał przede mną, opierając się jeszcze o futrynę. Patrzył mi w oczy jak zwykle tajemniczo. Miał na sobie jedynie ręcznik, którym miał przepasane biodra. Jak zwykle jego wygląd robił na mnie wrażenie. Podchodził powoli. W świetle widać było jak jego tors, ramiona były jeszcze wilgotne od branego przed chwilą prysznica. Bez słowa wyjął mi z ręki torbę i postawił na podłogę po czym popatrzył w oczy przeszywająco i ująwszy w dłoń moją twarz pocałował pomału i zachęcająco… Odsunął się na milimetr. Już wiedziałam, że nie wyjdę z tego pokoju szybko…






Hej :)!!! Jest tam kto? ;)

San 

środa, 8 listopada 2017

Jeszcze chwila

Usłyszawszy przez przypadek jedną z piosenek, przy której pisałam rozdziały i... wszystko odżyło. Ponadto! Zatęskniłam niesamowicie za tą atmosferą The Wanted, za blogiem i cieszeniem się z powstawania rozdziałów razem z Wami...

Cześć!Wiem, że równo 5 miesięcy temu prosiłam o cierpliwość, bo rozdziały będą dodane... Nie wiem co napisać. Cokolwiek próbuję ubrać w słowa, brzmi kpiąco i niedorzecznie... Moi Kochani, nic innego nie stoi na drodze do kontynuowania bloga jak samo życie. I tak, możecie się dziwić, że dorosła dziewczyna chce jeszcze "bawić się w to", ale od zawsze Wantedowe Story były dla mnie oderwaniem od codzienności, odskocznią, oczyszczeniem. Nigdy pisanie rozdziału nie było dla mnie przymusem. Nigdy nie pisałam ich ze względu na liczbę komentarzy, nigdy nie "żebrałam" o pochwały czy konstruktywne krytyki. Nigdy nie pisałam tego aby ktoś mnie zauważył. Kochałam to. I teraz, gdy siedzę bardzo głęboko w tych wspomnieniach i gdy czuję to co czułam, pisząc rozdziały i przenosząc się do Londynu do chłopaków- mam niesamowitą radość w serduchu, przysięgam. To była swego rodzaju magia, której nie potrafię wytłumaczyć. Dziś mam 23 lata, wróciłam z całą przeprowadzką do swojego rodzinnego miasta, pracuję (prawie) zawodowo w pełnym etacie, a nawet i ponad, bo bywają dyżury, jestem w trakcie pisania pracy magisterskiej i prawdopodobnie za tydzień rozpoczynam studia podyplomowe, które wypełnią moje ostatnie wolne weekendy. Nie muszę chyba wspominać, że w ciągu tego wszystkiego mam swoją miłość, której chcę poświęcać jak najwięcej czasu, a do tego rodzina też upomina się o trochę uwagi ;) Nie bierzcie tego jako narzekania, absolutnie! Przedstawiam Wam tylko w subtelny sposób jak moje dni codzienne wypełnione są po brzegi. Od tygodni chcę dodać rozdział, ale gdy tylko wracam do domu po często ponad 10h pracy, nie ma czasu na nic innego jak tylko na padanie na twarz :p... Myślę o Was cały czas i szukam rozwiązania- jak mogę ponownie przenieść Was w ten wyjątkowy świat, który stworzyłam? Chyba nie ma innego wyjścia jak tylko zarwać, którąś noc i napisać kolejnego nexta. O ile Wy nie macie żadnych ciekawych pomysłów ;> 

Kochani, jestem z Wami. Możecie do mnie pisać w komentarzach, mailach, odzywam się do każdego! Nikogo nie olewam :)
A teraz lecę ogarnąć rzeczy na jutro do pracy, bo jutro czeka mnie właśnie 10 godzinny maraton ;) 

Całuję Was i please- nie obrażajcie się na mnie, wiem, że tu zaglądacie- mam liczniki ;)

Buziakuję!!! :*

Nadal Wasza San

środa, 7 czerwca 2017

Biję się w pierś!

Hej hooooooooooo!!!

Przeczytałam Wasze komentarze ostatnie i gdy tylko znalazłam chwilę aby wejść na bloga (mimo, że upłynęło tyyyyyyyyle czasuu) odzywam się do Was!!!!!!!

Nawet nie miałam pojęcia Skarby, że jeszcze tu zaglądacie. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina! Wiem, że zawiniłam, dałam ciała i co nie tylko od pół roku, wiem!

Nie sądzę, żebym jakimkolwiek argumentem Was przekonała, że moja nieobecność była uzasadniona także nawet nie będę nic w ten deseń pisać. Mogę jedynie przeprosić i prosić abyście mi wybaczyli ;*

Słuchajcie! Sytuacja póki co wygląda tak, że mam naprawdę kombo w życiu. Jestem w rozjazdach, jedną nogą w stolicy, drugą w miejscu, do którego zaczynam się sprowadzać. Do tego uczelnia (sesjo, witam!), szukanie pracy, pisanie pracy magisterskiej i całe codzienne życie. Nie wymiksuję się od rozdziałów, nie- bo wiem, że jednak jesteście i nie będę miała serca tego tak po prostu zostawić. Uwierzcie, że po przeczytaniu tych kilku komentarzy momentalnie w głowie zaczęłam wymyślać rozdział, ale póki co nie jestem w stanie fizycznie przysiąść i go spisać. Proszę jeszcze o cierpliwość (jakkolwiek to bezczelnie brzmi po pół roku ciszy z mojej strony), ale rozdział pojawi się na 100%. Po prostu część spraw muszę załatwić do końca, wyprostować i będzie w porządku :)

Tym czasem uciekam dalej do nauki/ pisania pracy- nie wiem za co mam się chwycić, a może pakowanie kartonów??! Ponieważ jutro po zajęciach jadę z częścią rzeczy do nowego domu, więc w ciągu tej 6-godzinnej podróży zdążę pouczyć się na poniedziałkowy egzamin, a w piątek będę świętować swoje kolejne, tym razem 23 urodziny :)! Kto dałby łapkę, że tyle mam lat, przyznawać się ;>?

Mam nadzieję, że u Was mniej wariacji, że prowadzicie bezstresowe o tyle o ile możliwe spokojne życie :) Dajcie znać co u Was! Odezwijcie się do mnie! Pokażcie znak, że jesteście!

Trzymajcie się, wpadajcie tu do mnie czasem i widzimy się na rozdziale? Kto jest "za" :)?

Buziakuję bardzo!!!!! ;*

Wasza zabiegana lekko nieogarniająca San
<3

środa, 21 grudnia 2016

Max będzie ojcem - rozdział 157.



W pierwszej chwili myślałam, że przez zmęczenie miałam zwidy i po prostu patrzyłam na osobę, która stała przede mną. Mogło to się wydawać dość dziwne, ale musiałam przekonać się, że to nie jawa. Ściągnęłam brwi;

- Ty? Tu?

- No. Cześć.

Moja mina pozostała bez zmian. – Co ty tu robisz?

- Możemy porozmawiać? …Na osobności?

- Ale z tego co kojarzę, Tori, to my nigdy nie miałyśmy wspólnych tematów do rozmowy.

- Tym razem chyba jednak mamy.

- Chyba jednak nie. – zawróciłam się z powrotem przodem do Boba, który patrzył na mnie pytająco, ruchami warg powiedziałam: - Była Maxa. – na co tylko kiwnął delikatnie głową, rozumiejąc

Dziewczyna podeszła do mnie zniecierpliwiona. – Weź tą cholerną kawę i usiądź ze mną przy stoliku.

Popatrzyłam na nią sfrustrowana i palnęłam: - Ale ja nie mam ochoty!

- Vicky… - chrząknął Bob

Tori ostentacyjnie rzuciła torebką na bar wyraźnie podirytowana. – Słuchaj. Przychodziłam tu niemalże dzień w dzień, żeby z tobą pogadać, więc skoro już tu jesteś

- To co?

- To pogadaj ze mną.

- Robię to i już żałuję.

- 5 minut.

- Magiczne słowo?

Dziewczyna ciężko westchnęła, „przewróciła oczami”, a po dwóch sekundach ciszy wykrztusiła: - Proszę.

- Jak się chce to można… - westchnęłam, wzięłam kubek i poszłam do najbardziej oddalonego stolika w lokalu. – O co chodzi? – spytałam, gdy Tori usiadła naprzeciwko mnie

- Jestem w ciąży.

- Tak z grubej rury zaczynamy? – moje wyraźne zdziwienie – Gratuluję. Chociaż w sumie nie wiem; chwalisz się czy żalisz?

- Możesz się – mój gotujący się wzrok przerwał jej pyskowanie – Pomilcz przez chwilę. – poprawiła się – Jestem w ciąży. Z Maxem.

Jakbym dostała czymś ciężkim w głowę. Te słowa wywołały istne echo w mojej głowie. - W czym jesteś? – Tori ściągnęła brwi – Znaczy z kim? – poprawiłam się – Z Maxem? Z Georgem? Dobry żart! – jak głupia zaczęłam się śmiać – Laska, dobry żarcik kosmonaucik, ale niestety ja się nie nabiorę. Za stara jestem na tanie bajki.

- Ale ja nie żartuję. Nie wiem dlaczego to cię tak bawi, bo mi nie jest do śmiechu.

- Proszę cię. Co jak co, ale ciąża nie musi być spowodowana przez Maxa.

- On jest ojcem dziecka. – upierała się

- Jasne

- Czemu mi nie wierzysz?

- A jakie mam podstawy, żeby wierzyć, zważywszy na to jakie relacje miałyśmy kiedy jeszcze były te straszne czasy, gdy byłaś z Maxem? Już ci odpowiadam; żadne!

- Dobra słuchaj, ty mi nie musisz wierzyć. Ważne, żeby Max wierzył.

- To niby szczęśliwy tatuś jeszcze nic o tym nie wie?

- Nie mogę się z nim skontaktować; nie odbiera ode mnie, na wiadomości nie odpisuje…

- ... – moja uniesiona brew – Wiesz Tori, jestem trochę skonsternowana… Bo tak delikatnie mówiąc… CO MNIE TO WSZYSTKO OBCHODZI?

- Chciałabym, żebyś skontaktowała się z Maxem w mojej sprawie.

Wybuchłam śmiechem. – Słucham?

- Tak, też nie myślałam, że kiedykolwiek dojdzie do tego, że będę w takiej sytuacji prosić cię o taką rzecz, ale jednak…

- Nie ma mowy.

- Dlaczego?

- Dlatego, że nie wierzę ani w tą twoją ciążę, ani w to, że ojcem jest Max, ani nie mam zamiaru włazić w tą sytuację! – wstałam od stolika – Jeśli tylko po to chciałaś się ze mną złapać to uważam spotkanie za bezsensowne i zakończone.

- Myślałam, że zrozumiesz mnie jako dziewczyna i w takiej sytuacji nie będzie dla ciebie problemem skontaktowanie się jedynie z Maxem. – usłyszałam za sobą. Po chwili odwróciłam się, by coś jej jeszcze odpowiedzieć, ale zdążyła wyjść szybciej niż myślałam. Odprowadziłam ją wzrokiem już za szybą. Zawróciłam się na pięcie i chciałam iść do siebie na górę, do łóżka, ale jeszcze Bob mnie zatrzymał:

- Vicky, ona coś chyba zostawiła na stoliku.

Odwróciłam się i podeszłam. Tak. Zdjęcia USG. Wzięłam je i schowałam do tylnej kieszeni spodni.

- Wszystko ok?

- Chyba nie, Bob.

- Mogę wiedzieć co się stało?

- Max będzie ojcem. – rzuciłam hasłem od niechcenia, minęłam go i bez większych emocji skierowałam się do łóżka. Gdy tylko przyjęłam pozycję poziomą od razu zasnęłam.


Następny dzień, ranek:

Obudziłam się przed budzikiem. Byłam wyspana i bosko wypoczęta. Z uśmiechem na twarzy poszłam pod prysznic po czym ubrałam się i delikatnie pomalowałam.






Zeszłam na dół w świetnym nastroju.

- Cześć! – krzyknęłam głośno, wiedząc, że mogłam sobie na to pozwolić jeszcze przed otwarciem kawiarni

- No cześć księżniczko – z kuchni wyszedł Bob – Wypoczęłaś, wyspałaś się?

- Woho i to jak dzidziuś! Spałam chyba 15 godzin!

- Bardzo tego potrzebowałaś. Co zjesz na śniadanie? Bo rozumiem, że zjesz tu, bo masz jeszcze dużo czasu…

- Tak, zjem dziś na spokojnie. Mam ochotę na coś pysznego. – uśmiechnęłam się i zajęłam swoje ulubione miejsce za barem, skąd zawsze przyglądałam się pracy Boba

- Dobrze, zrobię coś co lubisz. – zaczął wyciągać różne produkty z lodówki – A powiedz mi Vicky, oczywiście o ile możesz, o co chodzi z Maxem? Jaka ciąża?

Uśmiech mi zniknął. – Jaka ciąża? – powtórzyłam za nim

- Wczoraj po rozmowie z tą dziewczyną coś mi takiego powiedziałaś.

Szukałam szybko w myślach, jak to wszystko było, gdy już prawie byłam wczoraj nieprzytomna. Mam! Przypomniało mi się!

- O kurde, właśnie! Bob, dobrze, że mi przypomniałeś, ja muszę zadzwonić!! – zerwałam się

- Siedź. – ostudził mój zapał momentalnie – Do kogo ty chcesz dzwonić? Co ty chcesz zrobić?

- No muszę strategię działania przygotować.

- Z kim? Chcesz zadzwonić do Maxa i sama mu o tym powiedzieć?

- Oszalałeś Bob?! – przewróciłam teatralnie oczami – Muszę do Toma zadzwonić!

- Toma?

- Tak, Toma! – Bob zdębiał – Prędzej już bym obstawiał Natha. Właśnie, co u niego? Jak się miewa?

- Żyje, nie doprowadziłam go jeszcze do zawału, ma się dobrze. – rzuciłam na jednym wdechu i po sekundzie byłam już na górze i oczekiwałam na połączenie z Tomem.

- Taaaaaaaaak? – zachrypłe i nieśmiałe, a jednak gardłowe Tomowe;)

- Tom Słońce! – wrzasnęłam- Bombę mam!

- Vicky…?

- Tak, to ja! Cała rozemocjonowana ja! Słuchaj!

- Vicky, jest środek nocy do cholery. Naprawdę spośród 24 godzin musisz wybierać akurat te nocne?

- Tak! Weź wyjdź do łazienki, bo to jest incognito info póki co!

- Chyba sobie jaja robisz

- Hoho, uważaj na słowa – zaśmiałam się – No już już, jazda do łazienki.

- Ja cię słońce kiedyś

- Nono już nie obiecuj.

- Dobra, jestem w łazience tylko daj mi sekundę, opłuczę twarz zimną wodą, żeby się obudzić…

- Nie musisz. Mam takiego newsa, że od razu się zerwiesz.

- No. Nie mogę się doczekać. – ledwie zrozumiałam jego zaspany ton

- Wiesz kto był wczoraj u mnie?

- Hm?

- Tori!

- Serio? – trochę się przebudził – A czego ona do ciebie przylazła?

- Max podobno na nią wylewa cały czas i prosi abym ja skontaktowała się z Maxem.

- W celu?

- Aby się do niej odezwał. Chyba. – sama zwątpiłam – W sumie to ja nie wiem czy mam mu powiedzieć, żeby się z nią skontaktował czy co ja mam zrobić….

- Ale Vicky ja nic nie kumam. – ziewnął na bezczelnego do słuchawki

- Bo ona jest w ciąży! – zapiszczałam

- COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO?!!!!!!!!!!!!!!!!! – dopiero wtedy usłyszałam obudzonego Toma – COOOOOOOOOOOOOOOOOO?!!!!!!!!!!!!!! – powtórzył, a potem posypało się wiele niecenzuralnych słów

- To tak z euforii, że zostaniesz wujkiem?

- Victoria ogarnij! O żesz – i tu kolejna dawka „rzucania mięsem”

- Dobra Tom, dość. Zacznij myśleć. Tylko inaczej. Tą drugą, mądrzejszą półkulą.

- Czym? Żartowałem hehe

- Ale ciebie kawały się trzymają nadal. Do rzeczy.

- Słońce ja nie wierzę, żeby to była prawda.

- Ja to samo. Znaczy inaczej. Zostawiła mi zdjęcia USG. Zatem rozwiązania mogą być trzy; opcja numer jeden: ona nie jest w ciąży i to nie są jej zdjęcia tylko jakiejś innej ciężarnej, opcja numer dwa: to są jej zdjęcia i jest w ciąży, ale nie z Maxem, opcja numer trzy: to są jej zdjęcia, jest w ciąży

- I z Maxem – Tom dokończył ze mną – Czyli on jeszcze nie wie o tym alarmie jakby co?

- Nie. Póki co to zadzwoniłam tylko do ciebie.

- Do młodego gniewnego nie dzwoniłaś jeszcze?

- Nie, Nathan na razie też nie wie.

- Dobra. – chwila ciszy – Chciałem zaproponować jakieś rozwiązanie, ale nawet nie wiem co zaproponować. Chyba setkę do popicia.

- Poczekajmy do narodzin hehe

- Vicky!

- No dobra…

- Ale ty wiesz, że Max się wścieknie i w ogóle, że trochę mu to dużo spraw skomplikuje.

- Nie „dużo spraw” skomplikuje tylko ŻYCIE MU SKOMPLIKUJE.

- Bony Słońce, ta twoja bezpośredniość czasem mnie ostro przeraża…

- Ale taka prawda jakby nie patrzeć, Tom.

- Tym bardziej, że on już chyba zdążył się zaaklimatyzować w swojej nowej singlowej roli społecznej i nie żeby jakoś tam narzekał… PRAWDA?! PRAWDA VICTORIO?!

- Znowu zaczynasz? Miałam wrażenie, że chyba wyjaśniliśmy już sobie tą dziwną sytuację kiedy niby to na czymś mnie przyłapałeś z Maxem.

- Nie nie nie, nic nie zaczynam, nie wiem o czym mówisz… Nie wierzę! – zaczął się śmiać – Max ojcem hahahahahahahahahah

- Ty, weź się tak nie nakręcaj, co? Musimy najpierw zweryfikować wszystkie dane, a nie... Oczywiście póki co to

- Wiem. Morda na łańcuch.

- Lepiej bym tego nie ujęła.

- Ok, to dowiaduj się wszystkiego i dawaj znać.

- Co?! Ja mam się wszystkiego dowiadywać?! Myślałam, że mi pomożesz!

- Drogie Słońce jak mam tobie pomóc z LA?

- Nie wiem! – pisnęłam – Wymyśl coś!







Dobry wieczór Kochani! Jestem ponownie po skandalicznych trzech miesiącach milczenia :(
Bardzo Was przepraszam, że nie było mnie tu tak rekordowo strasznie długo, ale trochę miałam życia na głowie. Jednym słowem często, a prawie codziennie był dramat stąd tak fatalnie zawaliłam bloga.

Ale! W końcu podjęłam jedną z trudniejszych decyzji życiowych na obecny moment, ale z której to jestem mega szczęśliwa, mimo, że ciężko było do niej dojść a tym bardziej wykonać ku temu kroki. 
Czuję się wolna, zadowolona, a niedługo będę spełniona :) 

Rozdział mega krótki jak na moje pisanie, ale szczerze mówiąc zależało mi, żeby zgłosić się do Was z nowym rozdziałem przed Świętami- taki mały prezent ode mnie dla Was, co byście mogli na chwilę oderwać się od świątecznego zamieszania :)

A póki co niestety nie dałabym rady napisać ciągu dalszego, ponieważ otwarta pusta waliza już na mnie krzyczy, bo muszę się spakować, ponieważ jutro rano jadę do domu <3

Oczywiście jako kobieta nie mam pojęcia co zabrać ze sobą z ubrań i muszę opanować swoje zapędy ilościowe - czyli ma być mało, a wystarczająco </3

Żegnam się z Wami, bo jestem mega zmęczona po całym miłym dniu, przyjmijcie ode mnie gorące uściski i buziaki świąteczne. Jak co roku życzę Wam z serca wszystkiego pięknego, najcudowniejszego czego tylko sobie wymarzycie. Spędźcie z Najbliższymi Święta. Rozkoszujcie się miłością, którą będziecie obdarowywani i którą Wy będziecie obdarzać.

Buziakuję i do następnego :*!

PS jesteście ciekawi poczynań szalonego duetu w konspiracji (Wiki i Toma) ;)?